6 Prawd Billa W. 2 Strach

Napisano w "Niebieskiej Księdze": "Strach jest fałszywą, wszystko niszczącą nitką - osnowa  naszego życia cała przetkana jest tą nitką ".

Strach, jak ściana stoi przed rozsądkiem i miłością, dając wciąż nowe pożywienie złości, pyszałkowatości i agresywnemu zachowaniu się. Jest on przyczyną płaczliwego odczucia uczynionych krzywd i paraliżującej depresji. Prezydent Roosevelt powiedział kiedyś znamienne słowa: "Nie powinniśmy się obawiać niczego więcej, jak uczucia strachu".

Jest to bardzo twarde stwierdzenie, być może zbyt uogólniające. Chociaż więc strach jest siłą burzącą, to w pewnych wypadkach według naszych doświadczeń może on stanowić punkt wyjściowy do uzyskania lepszych rzeczy. Strach może być siłą napędową mądrości oraz prowadzić do respektu wobec innych ludzi. W jednakowym stopniu może on nam pokazać drogę do sprawiedliwości jak i do nienawiści. Im większe poważanie będziemy mieli dla innych, tym większą będziemy zdobywać miłość, tak potrzebną nam do życia, którą następnie wielkodusznie będziemy mogli oddawać innym. Strach więc niekoniecznie musi być czymś niszczącym, gdyż nauczki jakie wyciągamy z jego następstw mogą prowadzić nas od pozytywnego myślenia i pozytywnych czynów.

Przez całe życie musimy się starać uwolnić od strachu, nigdy jednak nie uda nam się to całkowicie. W momencie napaści choroby lub niepewności będziemy reagować strachem. W sposób dobry lub zły, ale jednak strachem. Tylko ludzie pyszałkowaci twierdzą, że nie znają uczucia strachu, choć to właśnie leży u podstaw ich postawy. Dlatego też problem, jak pokonać strach rozpatrujemy w dwóch punktach.
  • Po pierwsze: musimy starać się z niego wyzwolić, tak jak tylko to możliwe.
  • Po drugie: powinniśmy znaleźć odwagę, aby strach, który w nas pozostanie zmienić w sposób konstruktywny.
Jest to dopiero pierwszy krok w zrozumieniu strachu naszego i innych. Musimy zadać sobie pytanie: i co dalej? Od początku istnienia wspólnoty AA, obserwowałem jak tysiące moich przyjaciół swoje objawy strachu uczyło się coraz lepiej rozpoznawać i pokonywać. Przykłady te stanowiły dla mnie niezastąpioną pomoc. Dlatego może, celowym będzie opowiedzieć o moich doświadczeniach ze strachem oraz o sposobach w jaki udało mi się z tego uczucia otrząsnąć.

Jako dziecko przeżyłem bardzo ciężki wstrząs duchowy. Nasze życie rodzinne cierpiało na skutek głębokich zaburzeń. Do tego byłem chłopcem niezbyt rozwiniętym fizycznie i cierpiałem na innego rodzaju zaburzenia. Wielu młodocianych ma te same zaburzenia w swym życiu uczuciowym i wychodzi z tego bez szwanku. Widocznie byłem w jakiś sposób nadwrażliwy i z tego powodu bardzo zakompleksiony. Ponieważ nie byłem jak inni chłopcy, wyrobił się we mnie zrozumiały strach, że nigdy w życiu nie będę taki jak oni. Doprowadziło mnie to do stanu ciężkiej depresji, której skutkiem była izolacja. To jedynie przez strach, spowodowane nieszczęście mojego dzieciństwa stało się tak nieznośne, że wyzwoliło we mnie bardzo silną agresywność. Ponieważ uważałem, że nigdy nie będę podobny do innych oraz dlatego, że przysiągłem sobie nie zadawalać się nigdy pozycją drugorzędną, chciałem we wszystkim, czego się podjąłem, dominować: w pracy i w zabawie. Ponieważ ów "sposób na dobre życie" przynosił mi coraz większe sukcesy (sukcesy, jak ja je rozumiałem) czułem się szczęśliwy. Gdy jednak czasami coś mi nie wyszło tak jak planowałem, ogarniały mnie złość i depresja, które uleczone mogły zostać tylko następnym triumfem. Dlatego też bardzo wcześnie wszystko zacząłem oceniać pod kątem zwycięstwa lub przegranej według motta: "wszystko albo nic". Jedyną przyjemnością jaką znałem było zwyciężać. Było to fałszywe lekarstwo na strach. Wzór mojego wyobrażenia  wżerał się we mnie coraz głębiej i prześladował mnie po przez czasy szkolne, pierwszą wojnę światową, okres mojego picia, aż po ową ostatnią godzinę całkowitego załamania, gdy nie wiedziałem czego bardziej się boję: pozostać przy życiu czy umrzeć. Podczas gdy mój rodzaj strachu jest, można by rzec, bardzo pospolity, istnieje oczywiście wiele innych jego rodzajów. Tak naprawdę to formy występowania strachu oraz problemy wynikające z niego są tak liczne i wielowarstwowe, że niemożliwością jest choćby tylko kilka z nich wystarczająco w tym krótkim artykule opisać. Chcę tu zająć się tylko zasadami duchowymi i wskazać na źródła pomocy, dzięki którym możemy strachowi wszelkiego rodzaju spojrzeć w oczy i uporać się z nim.

W moim przypadku kamieniem węgielnym uwolnienia się od strachu była moja wiara. Mimo wszystkich znaków wskazujących na coś innego upewniła mnie ona, że żyję w świecie wypełnionym jakimś sensem. Dla mnie jest to wiara w Stwórcę, który jest Wszech-Mocą, Wszech-Sprawiedliwością i Wszech-Miłością. Bóg przeznaczył mnie do jakiegoś celu. On nadał memu życiu znaczenie i ukierunkował je, abym, choć powoli i z oporami wzrastał aż do upodobnienia się Jemu i stawał się jego odbiciem. Zanim doszedłem do tej wiary, żyłem jak obcy w świecie pełnym wrogości i okrucieństwa. Świat ten nie był w stanie zapewnić mi bezpieczeństwa.

Profesor doktor Carl. G. Jung, jeden z trzech twórców tzw. psychologii głębi, mający szeroką i dobrze ugruntowaną wiedzę na temat "dylematów świata" powiedział kiedyś: "Każdy człowiek, który osiągnął wiek 40 lat, a nie znalazł do tego czasu drogi zrozumienia samego siebie - kim jest, w którym punkcie stoi i dokąd chce iść dalej - musi w pewnym stopniu stać się neurotyczny. Obojętnie czy pęd jego młodości za seksem, zabezpieczeniem materialnym, pozycją społeczną spełnił się czy też nie. Jeżeli ów doktor powiada: "stanie się neurotyczny" to równie dobrze mógł użyć zdania "zachoruje ze strachu, będzie uzależniony od strachu."

Z tego właśnie powodu w naszej wspólnocie kładziemy taki nacisk na konieczność wiary w Siłę Wyższą - choćbyśmy rozumieli pod tym pojęciem co tylko chcemy. Musimy znaleźć dla siebie właściwe życie w świecie łaski i ducha. Dla większości z nas świat ten znajduje się w całkowicie nowych wymiarach. Całkiem niespodziewanie, my alkoholicy nie mamy aż takich trudności z odnalezieniem się w owej nowej rzeczywistości. Nasze świadome wejście w ten nowy świat następuje wówczas, gdy z głębin naszego istnienia przyznajemy, że jesteśmy bezsilni, nie możemy iść dalej sami i wołamy na pomoc Boga - obojętnie co o Nim myślimy lub czymkolwiek On dla nas jest. Rezultatem tego jest dar wiary oraz świadomość istnienia Siły Wyższej. Proporcjonalnie ze wzrostem naszej wiary wzrasta także nasze poczucie pewności. Zanika pomału ukryty głęboko strach przed nicością. Dlatego w AA uważamy, że najpewniejszym środkiem w zwalczaniu strachu jest rozbudzanie naszej świadomości i naszego ducha. Oświecenie mojego ducha nastąpiło jak wstrząs elektryczny i działało absolutnie przekonywująco. Stałem się nagle częścią - wprawdzie malutką - wszechświata rządzonego przez Boga z miłością i sprawiedliwością. Nieświadomość moja oraz towarzyszy mej drogi na ziemi, pozostała dla mnie pewna. Tak wielka i silna była we mnie nowa, pozytywna nadzieja.

Posiadałem, przynajmniej w danym momencie, wiedzę o życiu - życiu bez strachu. Ta na nowo ukierunkowana struktura mego istnienia stanowiła jednak dopiero początek nowej drogi, drogi oddalającej mnie od strachu, a zbliżającej do miłości. Oczywiście głęboko wżarte w moją świadomość uczucie strachu nie zostało usunięte bezpowrotnie i natychmiast. Powracało ciągle, często w sposób zastraszający. Nie będzie więc dla nikogo zaskoczeniem, skoro powiem, że po dokonaniu tak zaskakującego doświadczenia duchowego, mój pierwszy odcinek życia w AA nacechowany był w dużej mierze dumą. Opanowany byłem wówczas dążeniem do uzyskania wpływów oraz aplauzu. Pragnąłem zostać jedynym kierującym. Najgorsze było jednak to, iż zachowanie moje znajdowało swe uzasadnienie w imię czynienia dobra.

Na szczęście po tym trwającym kilka lat okresie pogoni za wielkością i uznaniem, nawiedziła mnie cała seria niepowodzeń. Moje pożądanie sławy i uznania wynikało z uczucia strachu, że nigdy nie będę w pełni doceniony. Moje żądze coraz częściej zderzały się z identycznymi cechami charakteru innych członków wspólnoty. Rozpoczął się pewien rodzaj walki konkurencyjnej, wyniszczającej całkowicie nasze siły. Oni usiłowali uratować wspólnotę przede mną, ja zaś starałem się uchronić ich przed własną żądzą panowania.

Powstało z tego mnóstwo złości, niedowierzania i innych, niekorzystnych emocji. W owym znamiennym czasie naszego rozwoju, wielu z nas próbowało zabawić się w  "Pana Boga". Trwało to kilka ładnych lat. Okres ten okazał się jednak bardzo owocny, gdyż wynikiem tych starć i walk było powstanie "dwunastu kroków " i „dwunastu tradycji". W zasadzie ich zadaniem miało być zwalczanie w nas naszego "ja", a poprzez to zmniejszenie naszego strachu. Oczekiwaliśmy, że zasady te pozwolą nam utrzymać się w jedności oraz wzrastać w miłości do siebie i do Boga. Z biegiem czasu nauczyliśmy się akceptować błędy naszych przyjaciół na równi z ich cnotami. W tym to okresie powstało zdanie: "Chcemy w innych miłować to, co w nich najlepsze i nigdy nie bać się tego co w nich najgorsze". Wprowadzając przez około 10 lat w życie naszej wspólnoty ów rodzaj miłości oraz zmniejszając znaczenie własnego "ja" poprzez praktykowanie 12 kroków i 12 tradycji, przestaliśmy się obawiać o dalsze losy naszej wspólnoty. Stosując zaś 12 kroków i 12 tradycji w naszym życiu osobistym, osiągnęliśmy niewyobrażalne dotychczas uwolnienie się z uczucia strachu, wszelkiego rodzaju, mimo iż nadal obciążeni byliśmy ciężkimi problemami osobistymi. Nawet wówczas, gdy strach w niektórych przypadkach pozostał, potrafiliśmy przejrzeć go i z Bożą pomocą uporać się z nim.

Coraz częściej udawało nam się przyjmować spotykające nas nieszczęścia jako dopust Boży. Potrafiliśmy też, rozwijać w sobie coraz bardziej odwagę wywodzącą się bardziej z pokory niż z pyszałkowatości. Udało nam się w ten sposób jeszcze bardziej zaakceptować siebie i naszych przyjaciół. Uwierzyliśmy nawet że z Bożą pomocą będziemy w stanie umrzeć pełni godności i wiary, gdyż patrząc na naszych AA wiedzieliśmy: "To Ojciec prowadzi te dzieci".

My, anonimowi alkoholicy poznajemy, że żyjemy dziś w świecie naznaczonym jak nigdy jeszcze w swojej historii, niszczycielskim strachem. Dostrzegamy jednak także pola działania wiary oraz niesamowitą wprost tęsknotę za sprawiedliwością i braterstwem. Żaden prorok nie jest w stanie przepowiedzieć czy ludzkość stoi u progu totalnej zagłady czy też zgodnie z wolą Bożą, na początku najbardziej promiennej epoki, kiedykolwiek przez nią przeżytej! Pewny jestem, że my w AA potrafimy to zrozumieć. Przecież każdy z nas, w małym świecie swego życia przeżywał ów stan niepewności. Pozbawieni wszelkiej dumy, możemy powiedzieć, że nie czujemy żadnego strachu przed dalszym losem świata, obojętnie w którym kierunku podąży. Posiadamy przecież moc, aby wczuć się głęboko i powiedzieć: "nie boimy się żadnego nieszczęścia. Twoja wola niech się stanie, a nie nasza".

Historia, którą teraz przytoczę była już wielokrotnie opowiedziana, zasługuje jednak na to, aby jeszcze raz ją powtórzyć. Tego dnia, gdy Stany Zjednoczone otrzymały wstrząsającą wiadomość z Pearl Harbour (zniszczenie całej floty Oceanu Spokojnego) pewien przyjaciel AA, jedna z największych jej duchowych postaci przechodził ulicami St. Louis. Był to nasz umiłowany ojciec Edward Dowling z zakonu Jezuitów. Sam nie będąc alkoholikiem, założył w swym mieście grupę AA i nadal był jej siłą napędową. Tego dnia wielu ludzi prowadzących normalne życie, sięgnęło po butelkę, aby zabić uczucie strachu, powstałe po klęsce. Ojciec Ed. był więc ze zrozumiałych względów bardzo zaniepokojony o swoją grupę AA. Bał się, że oni postępują podobnie. Byłoby to dla niego największym nieszczęściem. Po drodze spotkał członka grupy, nie mającego jeszcze roku abstynencji. Przyłączył się on do ojca i nawiązał rozmowę dotyczącą w głównej mierze AA. Ku swej wielkiej radości, ojciec Ed, stwierdził, że jego rozmówca jest trzeźwy. Żadnym słowem nie wspomniał też o Pearl Harbour.
Z radosnym zdziwieniem ojciec zapytał go: "jak to się dzieje, że nie masz nic do powiedzenia o Pearl Harbour? W jaki sposób byłeś w stanie odparować tak straszny cios?"
"No cóż - odpowiedział, właściwie to ja jestem zaskoczony tym, że ojciec tego nie wie. W AA każdy przecież przeżył swoje prywatne Pearl Harbour. Dlatego to ja pytam teraz ojca, dlaczego my alkoholicy mamy załamywać się po takim ciosie?"
Bill W.

0 komentarze:

newer post older post Home