6 Prawd Billa W. 6 Anonimowość

Dlaczego Wspólnota AA jest anonimowa?


Jak nigdy dotąd, walka o władzę, znaczenie i bogactwo rozrywa cywilizację. Człowiek staje przeciw człowiekowi, rodzina przeciw rodzinie, grupa przeciw grupie, naród przeciw narodowi.

Wszyscy, którzy uczestniczą w tej ostrej walce tłumaczą, że celem ich jest pokój i sprawiedliwość, dla siebie, dla ich najbliższych, dla ich narodu. "Dajcie nam tylko władzę i moc, a będziemy mieli sprawiedliwość; uczyńcie nas sławnymi, a będziemy stanowili wspaniały przykład do naśladowania; dajcie nam pieniądze, a wszyscy będziemy żyć wygodnie i szczęśliwie! W hasła te wierzą ludzie na całym świecie i zachowują się też odpowiednio wg nich.

Zda się, że społeczność ludzka toczy się w jakowymś suchym upojeniu wprost do przepaści. Znaki drogowe mówią wyraźnie "stop - niebezpieczeństwo". Co to wszystko jednak ma wspólnego z anonimowością i anonimowymi alkoholikami?

My z AA powinniśmy to wiedzieć, bo przecież każdy z nas znajdował się już blisko tej przepaści. Wzmocnieni alkoholem  oraz poczuciem własnej sprawiedliwości wielu z nas szło śladami tych widzeń pychy i pieniędzy aż zatrzymaliśmy się tuż przed samym skrajem przepaści. Potem trafiliśmy do AA, gdzie rozglądając się ujrzeliśmy inną drogę, na której nie było drogowskazów ze słowami: władza, sława, bogactwo. Były tam drogowskazy, na których czytaliśmy: "To jest droga do wyzdrowienia i spokoju ducha. Ceną korzystania z tej drogi jest ofiara złożona ze swojego Ja".

Książka nasza "Dwanaście kroków i dwanaście tradycji" stwierdza, że anonimowość to najmocniejsza obrona naszej wspólnoty. Jednocześnie jednak stwierdza, że "duchową substancją anonimowości jest ofiara".

Zwróćmy się teraz do doświadczeń AA, aby stwierdzić jak doszliśmy do tej wiary uwidocznionej obecnie z tradycji jedenastej i dwunastej.

Na początku ofiarowaliśmy alkohol. Musieliśmy to zrobić, bo w przeciwnym przypadku zabiłoby to nas. Nie byliśmy jednak w stanie uwolnić się od alkoholu bez następnych ofiar. Musiały zniknąć z naszego życia: wielkopańskość i dumne myślenie. Następnie przyszła kolej na samousprawiedliwienie, użalanie się i złość. Wyrzuciliśmy je dosłownie przez okno. Zrezygnować musieliśmy z wariackiej walki o własny prestiż i o wielkie konto bankowe. Sami musieliśmy podjąć odpowiedzialność za swój godny pożałowania stan i przestać innym czynić o to zarzuty.

Czy były to jakieś ofiary? Tak to były ofiary. Aby uzyskać dość pokory i samopoważania musieliśmy zrezygnować z tego co dotychczas stanowiło nasz najukochańszy skarb: nasze żądanie i naszą niczym nie uzasadnioną dumę. Ale nawet tego było jeszcze mało, musieliśmy ponosić dalsze ofiary. Inni ludzie mieli mieć korzyść z tego, dlatego podejmowaliśmy różne prace w 12 kroku. Poczęliśmy nieść posłanie AA. Ofiarowaliśmy na ten cel swój czas, swoje siły i swoje pieniądze. Zrozumieliśmy, że nie utrzymamy tego cośmy otrzymali, jeżeli nie oddamy tego innym.

Czy żądaliśmy od swoich nowych podopiecznych jakiejś zapłaty? Czy żądaliśmy od nich władzy nad ich życiem? Czy szukaliśmy sławy za nasze dobre uczynki? Czy oczekiwaliśmy, że dadzą nam za to cokolwiek? - Nie, na pewno nie. Poznaliśmy, że cała nasza praca w 12 kroku byłaby bez sensu, gdybyśmy czegokolwiek za nią żądali. Tak też i te całkowicie naturalne życzenia musiały zostać ofiarowane, bo nasi nowi podopieczni nigdy nie osiągnęliby trzeźwości, a my byśmy naszą utracili. Nauczyliśmy się w ten sposób, że ofiara może przynieść korzyść podwójną - lub żadną. Coraz bardziej też oswajaliśmy się z takim sposobem dawania siebie, przy którym nie było kartki z ceną usługi. W momencie powstawania pierwszej grupy, nauczyliśmy się jeszcze czegoś innego. Otóż stwierdziliśmy, że każdy z nas musi ponosić jakieś ofiary dla grupy, ofiary dla naszego wspólnego dobra. Z drugiej zaś strony grupa odkryła, że zrezygnować musi z wielu swoich spraw dla dobra i obrony każdego przynależnego oraz dla dobra AA jako całości. Ofiary te były niezbędne, gdyż w przeciwnym razie AA nie mogłoby nadal egzystować.

Powoli, małymi krokami poznawaliśmy, że jedność, siła oddziaływania, a nawet przeżycie AA zawsze będą uzależnione od gotowości niesienia przez nas ofiary z naszych pożądań i życzeń. Tak, jak ofiara każdego z nas oznacza dla niego dalsze życie, tak ofiary wymaga też jedność i przeżycie grupy oraz AA jako całości.

Widziane w ten sposób dwanaście tradycji, to co innego jak lista ofiar. Doświadczenie dziesiątków lat nauczyło nas, że zarówno indywidualnie jak i kolektywnie musimy ponosić ofiary, jeżeli chcemy by wspólnota AA pozostała zdrowa i żywa. W naszych 12 tradycjach, skierowaliśmy swą uwagę na prawie wszystkie ważniejsze sprawy naszego otoczenia. Odmówiliśmy sobie osobistego przywództwa, profesjonalizmu oraz prawa do orzekania, kto do nas może należeć, a kto nie. Nie wmawiamy sobie już czynienia "dobrych uczynków", reformowania świata oraz ojcowskiej opieki nad upadłymi alkoholikami. Nie przyjmujemy pieniędzy z jakichkolwiek źródeł charytatywnych i przedkładamy samoutrzymywanie siebie. Chcemy praktycznie współpracować ze wszystkimi lecz odmawiamy ożenienia naszej wspólnoty z kimkolwiek. Wstrzymujemy się od polemik zewnętrznych, ale także wewnątrz wspólnoty, nie chcemy kłócić się na tematy religii, polityki i reform, czyli tego wszystkiego co rozdziera społeczeństwa. Mamy tylko jeden cel: nieść posłanie AA każdemu choremu alkoholikowi, który chce je przyjąć. Postawy tej nie przyjmujemy wcale dlatego, że chcielibyśmy tę cnotę lub mądrość zarezerwować dla siebie. Czynimy tak, gdyż twarde doświadczenia nauczyły nas, że nasza wspólnota tylko w ten sposób ostoi się w obecnym, rozdartym świecie. Pozbywamy się przywilejów i ponosimy ofiary, bo czynić to musimy, a nawet jeszcze lepiej - bo czynić tak chcemy. Wspólnota AA w swej całości jest "siłą większą" od każdego z nas z osobna. Wspólnota musi przeżyć, bo inaczej tysiące takich jak my zginie. To wiemy. Jak więc pasuje do tego obrazu anonimowość? Dlaczego uważamy ją za największą i najpewniejszą obronę jaką AA dysponuje? Dlaczego jest ona największym symbolem dla ofiar przez nas osobiście ponoszonych oraz kluczem duchowym naszych tradycji i naszego programu życiowego?

Mam nadzieję, że następujący wycinek z historii AA udzieli nam odpowiedzi, której wszyscy poszukujemy.

Przed laty, pewien znany piłkarz odzyskał dzięki AA swą trzeźwość. Jego powrót na boisko stał się prawdziwą sensacją. Prasa nie szczędziła mu osobistych owacji, a i anonimowym alkoholikom dostała się niezła porcja owego uznania. Miliony zwolenników i kibiców ujrzało jego zdjęcie i nazwisko AA. Dało to dużo dobrego. Masy alkoholików przybywały do nas. Lubiliśmy to.

Szczególnie ja byłem bardzo uszczęśliwiony i naprowadziło mnie to na nową ideę. Wkrótce byłem w drodze, pełen szczęścia udzielałem wywiadów osobistych i rozdzielałem swe zdjęcia. Ku mojej wielkiej radości zdjęcie moje ukazało się na stronie tytułowej gazety tak, jak zdjęcie owego piłkarza. Na dodatek mogłem jeszcze swe miejsce utrzymać dłużej niż on. Wystarczyło przecież tylko pojechać dalej i robić wykłady. Miejscowe grupy AA i gazety czyniły już resztę same. Byłem naprawdę zdumiony, gdy niedawno temu przeglądałem pożółkłe wycinki gazetowe. Przez dwa lub trzy lata byłem z pewnością łamaczem anonimowości nr. 1. I naprawdę nie mogę teraz żadnemu AA czynić wyrzutów, gdy pcha się w światła ramp. Przecież sam przed laty dałem taki przykład. W tamtym czasie jednak wydawało się, że jest to rzecz, która musi być zrobiona. W ten sposób usprawiedliwiony, zażywałem tego odpowiednio. Odczuwałem wspaniałe uczucie, zadawalające uczucie zadośćuczynienia, gdy czytałem te dwuszpaltowe, opatrzone zdjęciem i nazwiskiem artykuły o "Billu, maklerze giełdowym", o człowieku, który tysiącami ratował biednych pijaków!

Po pewnym czasie jednak, na jasnym niebie poczęły ukazywać się małe chmurki. Słychać było szemranie sceptyków AA: "Ten chłop, ten Bill, bierze całą zasługę dla siebie, dr Bob nie otrzymuje należnej mu części". Albo też mawiano: "Wygląda na to, że cała ta sława uderzyła Billowi do głowy i upija się on AA". Ten kolec ukłuł mnie mocno. Jak oni w ogóle śmieli gadać o mnie, gdy ja tyle dobrego dla nich zrobiłem. Powiedziałem swoim krytykom, że znajdujemy się w USA, czyżby nie wiedzieli, że każdy ma prawo, wolnego wypowiadania się! Czyż ten kraj i każdy inny, nie jest sterowany przez przywódców o wielkim imieniu? Anonimowość być może jest dobrym dla "zwykłych AA", lecz dla współzałożycieli powinno się robić wyjątki. Społeczeństwo ma w końcu prawo dowiedzieć się, kim my właściwie jesteśmy.

Ci ze wspólnoty, którym tak bardzo doskwierał głód władzy i sławy (tzn. podobni do mnie) poszli oczywiście wnet w moje ślady. Oni także chcieli być wyjątkami. Mówili anonimowość, to rzecz dobra dla bojaźliwych, ale mężni i odważni jak oni, powinni ustawić się przed światła błyskowe, by można było ich policzyć. Ten rodzaj odwagi wnet zmyje z alkoholików piętno hańby. Wówczas społeczeństwo naprawdę dojrzy, jakimi wspaniałymi współobywatelami są ci byli pijący. W ten sposób coraz więc z przyjaciół traciło anonimowość, a wszyscy czynili to oczywiście dla dobra AA.

Cóż to było takiego, jeżeli jakiś alkoholik został sfotografowany wraz z gubernatorem?

W końcu obu przysługiwał ten zaszczyt, czyż nie? I tak coraz głębiej posuwaliśmy się ku przepaści. Następny krok w łamaniu anonimowości wyglądał jeszcze jaskrawiej. Jedna z moich znajomych w AA postanowiła udzielać się w wychowaniu alkoholowym. Jeden z oddziałów pewnego uniwersytetu, zainteresowany tematem alkoholizmu poprosił ją, by jeździła po kraju z odczytami na temat choroby alkoholowej.

Moja znajoma była wspaniałą mówczynią i jeszcze lepszą dziennikarką. Czy wolno jej było przyznać się do swojego uczestnictwa w AA? A dlaczegożby nie? Jeżeli używała nazwy AA w dobrej sprawie, to tym samym werbowała ludzi do naszej wspólnoty. Uważałem to za znakomitą ideę i błogosławiłem temu przedsięwzięciu. Tak to AA znalazło się na drodze do zdobycia sławnego i znakomitego imienia. W oparciu o to imię oraz o swoją pracowitość, nasza znajoma osiągnęła znaczne efekty. W krótkim czasie jej zdjęcie i nazwisko wraz z imieniem pojawiły się we wszystkich ważniejszych dziennikach USA. Opiewały one jej sukcesy w pracy wychowawczej, a zarazem sukcesy AA. Powiększało się społeczne rozumienie alkoholizmu, malała pogarda wobec pijących, zaś wspólnota AA wzrastała. Nie mogło być w tym przecież nic fałszywego.

A jednak, mimo wszystko, tak właśnie było. Dla krótkotrwałego zysku wzięliśmy na swoje barki balast zagrażający naszej przyszłości. Oto bowiem, pewien nasz przyjaciel z AA, zaczął wydawać czasopismo poświęcone całkowicie "wyprawie krzyżowej" przeciwko prohibicji. Był on zdania, że Anonimowi Alkoholicy powinni pomóc w dziele "osuszenia" świata. Przyznał się on, iż jest w AA, używając tej nazwy bez ograniczeń, w celu napiętnowania whisky i jej producentów. Nazywał siebie "wychowawcą" wskazując, że tylko jego sposób wychowania jest prawidłowy. Był on przekonany o słuszności używania imienia AA do sprawy prohibicji i używał tego imienia, jako argumentu, na każdym kroku. Złamał anonimowość po to, aby móc pchnąć dalej swą "słuszną" sprawę.

Niebawem zjednoczenie producentów winiaku zaproponowało, aby ktoś ze wspólnoty AA przyjął u nich posadę wychowawcy. Producenci owi chcieli, aby ów wychowawca mówił ludziom, że zbyt dużo alkoholu szkodzi każdemu, a niektórzy na przykład alkoholicy, nie powinni go pić wcale. Cóż mieliśmy odpowiedzieć?

Szkopuł całej sprawy polegał na tym, że przyjaciel, który przyjąłby u wspomnianych producentów posadę, musiałby złamać swoją anonimowość. Każde jego wystąpienie miało być imiennie podpisane oraz potwierdzone autorytetem AA. Miało to wśród społeczeństwa wywołać wrażenie, że AA popiera wychowawczą i dydaktyczną ideę zrzeszenia producentów winiaku.

Mimo, iż oba przedsięwzięcia przybrały - na szczęście - niewielkie rozmiary, to konsekwencje do których doprowadziły, były straszliwe. Ukazały nam one wyraźnie, iż jeżeli ktoś z AA zaprzeda się jakiejś sprawie, ogłaszając publicznie swoją przynależność do AA, to stwarza tym samym precedens podobnego działania dla innych członków wspólnoty AA i wciągania ich przez to w każdą, dobrą lub złą sprawę. Im większą wartość uzyskiwało imię AA, tym większa była pokusa sprzedania tego imienia.

Życie potwierdziło tę obawę bardzo szybko. Jeden z naszych przyjaciół z AA związał się z reklamą. Pewne towarzystwo asekuracyjne dało mu zlecenie wygłoszenia 12 odczytów na temat Anonimowych Alkoholików przez radio. Audycja miała być transmitowana na cały kraj. Jej celem była reklama tegoż towarzystwa oraz popularyzacja idei AA.

Przeczytaliśmy w naszym biurze jego teksty. Składały się one w połowie z myśli AA, zaś w połowie z przekonań religijnych naszego przyjaciela. Mogło to wywołać w społeczeństwie fałszywy obraz AA, uprzedzenia religijne wobec AA i dlatego odmówiliśmy zgody na te odczyty.

Nasz przyjaciel odpowiedział nam ognistym listem: "Że czuje się zainspirowany do odczytania swych tekstów i nie jest naszą rzeczą mieszanie się do jego spraw. Chociaż przyznaje, że otrzyma za swe odczyty honorarium, to naprawdę ma na względzie tylko dobro AA. Bardzo niedobrze się dzieje- ubolewał nasz przyjaciel skoro my nie wiemy, co jest dla nas dobre. A w ogóle to my i cała "góra" możemy iść do diabła, bo on te odczyty i tak wygłosi przez radio". Trwał w swoim postanowieniu. Uświadomiliśmy sobie wówczas, że poprzez złamanie anonimowości i wykorzystanie imienia AA do własnych celów, mógł całą naszą tradycję AA wziąć w swoje ręce, dowolnie nią manipulując, wciągnąć nas w religijne trudności, uwikłać w reklamę, Towarzystwo asekuracyjne za wszystkie te "dobre uczynki" zapłaciłoby nam jeszcze porządne honorarium. Mogło to doprowadzić do tego, że w każdym miejscu i w każdym czasie jakiś błądzący AA mógł całą naszą wspólnotę - poprzez złamanie anonimowości - doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, samemu przy tym uważając, że czyni dla wspólnoty wiele dobrego. Widzieliśmy już oczami wyobraźni, jak każdy AA rozgląda się za jakimś komercyjnym sponsorem, aby sprzedać mu AA w całości lub podzielone na porcje.

Trzeba było natychmiast podjąć jakąś decyzję. Napisaliśmy do naszego przyjaciela, że także AA ma prawo do mówienia. Daliśmy mu do zrozumienia, że towarzystwo asekuracyjne, z którym zamierzał współpracować, otrzymałoby tysiące listów protestacyjnych od przyjaciół z AA, w momencie gdy jego odczyty zostałyby publicznie odczytane przez radio. Wtedy dopiero nasz przyjaciel zrezygnował ze swojego zamysłu, lecz nadal nie przestrzegał w pełni zasady anonimowości.

Kilku naszych przyjaciół uwikłało nas z kolei w sprawy polityczne. Zaczęli oni w komitecie parlamentarnym do spraw prawnych mówić publicznie, jakie to Wspólnota AA widziałaby usprawnienia prawne w dziedzinie rehabilitacji, pieniędzy, itd.

I tak kilku z nas związało się z komitetami wyborczymi używając pełnego imienia i nazwiska a nierzadko i zdjęcia. Inni związali się z lokalnymi sądami i siedząc przy jednym stole z sędzią dawali swe rady, którzy z przyprowadzonych pijaków powinni pójść do AA, a którzy do więzienia.

Zaczęły się również komplikacje na tle finansowym, prowadzące do złamania anonimowości. Większość z nas była już w tym czasie przekonana, że należy zaprzestać próśb o datki z funduszy publicznych na cele AA. W międzyczasie jednak przedsięwzięcia wychowawcze, zlecone przez uniwersytet naszej przyjaciółce rozwinęły się jak grzyby po deszczu. Dla ich realizacji potrzebowała pieniędzy. Dużych pieniędzy. Prosiła o nie publicznie i organizowała zbiórki. Ponieważ jednak nadal należała do AA, przyznając się do tego publicznie, niektórzy płatnicy ulegali różnym domysłom. Wydawało im się, że AA chce przejąć prym w dziedzinie wychowawczej lub zbiera pieniądze na swoje potrzeby. I tak nazwa AA została utożsamiona z publiczną zbiórką pieniędzy, akurat wtedy, gdy zamierzaliśmy publicznie oświadczyć, że nie chcemy żadnych pieniędzy z zewnątrz. Ponieważ moja znajoma, była dobrą przyjaciółką AA, chciała - gdy powiedzieliśmy jej o tym, powrócić do swej anonimowości, lecz - wierzcie mi - nie było to wcale łatwe. Wszak osoba ta oraz jej nazwisko, znane było z licznych artykułów i wypowiedzi. Proces "odkręcania" trwał kilka lat. Moja znajoma poniosła jednak tę ofiarę rezygnowania i chciałbym jej za to w imieniu nas wszystkich podziękować.

Ten precedensowy przypadek był początkiem wszelkiego rodzaju publicznych zbiórek przeprowadzanych przez AA, pieniądze na szpitale odwykowe, na podejmowanie 12 kroku, na mieszkania, na kluby itp. - a za całą tą aktywną działalnością dobitnie jawiło się łamanie anonimowości.

Później jeszcze, ku naszemu zdumieniu, dowiedzieliśmy się, że wciągnięto nas do polityki partyjnej. Jeden z naszych przyjaciół starał się o stanowisko sędziego. Do swojej akcji propagandowej włączył fakt bycia członkiem AA. Miało to wywołać skojarzenia, że jako sędzia zawsze będzie trzeźwy! Ponieważ AA w jego stanie było bardzo popularne, myślał że pomoże mu to wygrać wybory.

Jedna z najdziwniejszych historii w dziejach AA to chyba ta, gdy wciągnięto AA jako stronę wspierającą do pozwu o znieważenie. Jednej z przyjaciółek AA, której nazwisko dzięki jej sukcesom zawodowym znane było na trzech kontynentach, wpadł w ręce list, o którym mniemała iż zniszczy on jej karierę zawodową. Zarówno ona jak i jej adwokat, także AA postanowili przeciwdziałać temu wykorzystując do tego celu fakt przynależności do AA. Natychmiast też kilka poważnych dzienników na pierwszych stronach przyniosło informację, że AA tworzy nastrój wokół jednej ze swych członkiń, aby ta wygrała sprawę o zniesławienie. Kilka dni później tę samą wiadomość powtórzył jeden z komentatorów radiowych, którego słuchaczy szacowało się na około 12 milionów. W obu tych przypadkach przyjaciółka nasza wymieniona została oczywiście pełnym nazwiskiem. Udowodniło nam to, jak nazwa AA wykorzystywana zostaje do celów osobistych. W starych aktach centrali AA znaleźć można wiele doświadczeń ze złamaniem anonimowości. Większość z nich miała te same powody, które opisaliśmy. Udowadniają nam, że alkoholicy to najlepsi aktorzy świata, jeżeli chodzi o ukrycie jakiejś sprawy pod płaszczykiem prawdopodobieństwa.

Umocnieni przez usprawiedliwienie, że wręcz czynimy dla AA wielkie rzeczy, wykorzystujemy łamanie anonimowości, by gonić w starym stylu za władzą, prestiżem, publicznymi godnościami i pieniędzmi. Jest to ten sam nieubłagany pęd, który dawniej powodował u nas picie, jeżeli nie zadowoliliśmy go. Są to te same siły, które dzisiaj, jak się wydaje, rozrywają świat na strzępy. Dodatkowo przekonaliśmy się, że wpływowi "łamacze" anonimowości są w stanie doprowadzić naszą wspólnotę do ruiny i strącić ją w przysłowiową przepaść.

Jeżeli siły te kiedykolwiek dojdą do głosu w naszej wspólnocie, zginiemy tak jak zginęło już wiele innych wspólnot w historii ludzkości. My, trzeźwi alkoholicy ani na chwilę nie możemy przyjąć, że jesteśmy o wiele lepsi lub mocniejsi od innych ludzi... albo też myśleć że, skoro przez dziesięciolecia nie wydarzyło się nic strasznego, to tak zawsze będzie.

Nasza wielka nadzieja leży w doświadczeniu, które zdobyliśmy jako alkoholicy oraz jako członkowie naszej wspólnoty. Byliśmy w stanie rozpoznać niesamowite wprost siły niszczące opisywanego zjawiska i z udzielonej nam lekcji wyciągnąć odpowiednie wnioski. Te, tak twardo wywalczone nauki wzmocniły naszą wolę ponoszenia wszystkich osobistych ofiar, po to, by tak ceniona przez nas Wspólnota pozostała przy życiu.

Dlatego właśnie uznajemy anonimowość za największą ochronę dla nas samych. Jest ona strażnikiem naszych tradycji, jest największym symbolem ofiary z własnego "Ja" jakie znamy.

Oczywiście, żaden z AA nie musi zachowywać swej anonimowości wobec swej rodziny, swych przyjaciół oraz sąsiadów. W tym przypadku jawność jest na miejscu. Nie grozi też żadne specjalne niebezpieczeństwo jeżeli wystąpimy w grupie lub na otwartym mityngu, byleby tylko sprawozdania prasowe wymieniały jedynie nasze imię.

Niebezpieczeństwo dla naszej anonimowości w prasie, radiu, filmie i telewizji, istnieje wówczas gdy wymienia się nasze pełne nazwisko lub pokazuje się nasze zdjęcie. To jest akurat ta niebezpieczna szczelina przez którą przedostają się owe moce niszczące, drzemiące w nas do dziś. W tym miejscu klapa powinna być niezwykle szczelna.

Widzimy więc wyraźnie, że 100 % anonimowość jest dla istnienia Wspólnoty AA równie ważna, jak 100 % trzeźwość potrzebna jest dla każdego z nas. Nie jest to żadna rada zrodzona z obaw, a raczej głos mądrości zrodzony z wieloletniego doświadczenia. Pewny jestem, że słuchając tego głosu każdy z nas poniesie wymaganą  ofiarę. Dziś mani już tylko garstka łamanych anonimowość. Mówię to z całkowitą powagą, gdyż wiem jak wielkie tkwi w nas pożądanie sławy i pieniędzy. Mogę to powiedzieć, gdyż sam kiedyś byłem "łamaczem" anonimowości. Dzięki Bogu iż przed laty głos doświadczenia i naciski mądrych przyjaciół zawróciły mnie z drogi na którą mogłem wprowadzić całą naszą wspólnotę. Nauczyłem się wówczas, że to, co chwilowo wydaje się dobre, to na dłuższą metę może być śmiertelnym wrogiem trwałego. Chcemy naszą 100 % anonimowość utrzymywać także z innego powodu. Wielokrotnie dla własnych celów łamana anonimowość, zamiast przysparzać nam uznania, niszczy nasze dobre stosunki z prasą i otoczeniem w ogóle. Musimy wówczas zadowalać się mniejszym zainteresowaniem i zmniejszonym zaufaniem. Przez wiele lat prasa, radio i telewizja emitowały i publikowały wspaniałe audycje o AA. Jest to nigdy nie wysychająca rzeka informacji. Redaktorzy i wydawcy wykazują wiele zaufania dając miejsce i czas dla naszych audycji. Powiadają, że fundamentem tego zaufania jest nasza osobista anonimowość.

Nigdy dotąd, żadna agencja nie słyszała jeszcze o wspólnocie, która tak twardo odmawiałaby osobistych korzyści materialnych. Dla nich było to dowodem, że w AA wszystko odbywa się uczciwie, bez ubocznych myśli i zamiarów. To właśnie, jak nam sami powiedzieli, jest najważniejszą podstawą ich dobrej woli i dlatego chętnie przekazują nasze posłanie na cały świat. Gdyby więc dalsze łamanie anonimowości miało być przyczyną zwątpienia w prawdziwy cel naszego działania, to poprzez stratę naszych dobrych stosunków z prasą, radiem i telewizją, utracilibyśmy wielu przyszłych przyjaciół w AA. Nie mielibyśmy już wtedy tak dobrej prasy. Zamienilibyśmy ją na słabszą i gorszą. Mamy jednak nadzieję, że tak ciemny dzień nigdy dla naszej wspólnoty nie nastanie, gdyż my starsi, już zrozumieliśmy znaczenie anonimowości, a młodsi też na pewno w swoim czasie do tego dojdą.

Długi czas dr Bob i ja czyniliśmy wszystko co tylko było w naszej mocy, aby utrzymać tradycję anonimowości. Na krótko przed śmiercią dr Boba, kilku przyjaciół poddało myśl, aby jemu i jego żonie Annie ufundować pomnik lub mauzoleum, gdyż należy się to przecież jednemu z założycieli Wspólnoty AA. Dr Bob podziękował im, lecz odmówił. Wkrótce potem w rozmowie ze mną powiedział z uśmiechem: "Na Boga,  Bill, czemu my obaj nie mielibyśmy być pogrzebani tak jak inni ludzie?".

Zeszłego lata odwiedziłem cmentarz w Akron, na którym spoczywają Bob i Anna. Na prostym pomniku nie ma ani słowa o Anonimowych Alkoholikach. A więc ta wspaniała para, swą osobistą anonimowość wzięła tak poważnie, że odmówili użycia słów Anonimowi Alkoholicy, nawet na swym pomniku pośmiertnym. Ja myślę, że nie o to chodzi. Uważam, że tak wspaniały przykład skromności ma dla AA o wiele większe i trwalsze znaczenie niż najpiękniejszy pomnik lub mauzoleum. Nie musimy zresztą jeździć aż do Akron w Ohio, by zobaczyć pomnik dr Boba, jego prawdziwym pomnikiem jest cała wspólnota AA. Chciejmy tylko raz jeszcze przeczytać i utrwalić sobie napis na tym pomniku. Jest to jedno słowo pisane przez wszystkich AA. Słowo to brzmi: OFIARA.
Bill W.

0 komentarze:

newer post older post Home